Sytuacja kobiet w IT w 2024 roku
2.02.20233 min
Maciej Olanicki

Maciej OlanickiRedakcja Bulldogjob

Google zostało w tyle. Co dalej z wyszukiwarkami i AI?

W Google obowiązuje kod czerwony, co nie powinno dziwić – silniki pokroju GPT-3 mogą stanowić wielkie zagrożenie dla interesu prowadzonego przez Sundara Pichaia.

Google zostało w tyle. Co dalej z wyszukiwarkami i AI?

Ileż to już zostało napisane o ChatGPT. Nadal jednak jedyną firmą, której udało się zagospodarować ten potencjał jest Microsoft. Wielokrotnie pisaliśmy już, że zachodząca zmiana paradygmatu wprowadziła w niemałe zakłopotanie Google, które zdaje się, że zagadnienie zbagatelizowało, zlekceważyło. Po sukcesie ChatGPT sprawy stały się jasne – Microsoft ma potencjał, by odebrać Google’owi hegemonię dotychczas nienaruszalną, czyli rynek wyszukiwarek internetowych.

Google wystraszyło się GPT

Z bliżej nieustalonych przyczyn – szef AI Facebooka słusznie zauważa, że ChatGPT nie jest niczym innowacyjnym – propozycja OpenAI zdominowała debatę opinii publicznej pod koniec grudnia i w zasadzie przez cały styczeń. Jest zapowiedzią niezbyt przemyślanego (sami przedstawiciele OpenAI otwarcie mówią, że nie spodziewali się takiego zainteresowania) upowszechnienia dostępu do konwersacyjnego silnika posługującego się językiem naturalnym. W swoje sprawne menedżerskie ręce sprawę wziął Satya Nadella i pokazał, że „rozmowa” z maszyną jest czymś, w co korporacja z Redmond jest w stanie zainwestować dziesiątki miliardów dolarów.

To z kolei wznieciło – nie bójmy się tego słowa – panikę w Mountain View, gdzie swoją siedzibę ma Google. Widać tam rachityczne kroki: mimo rekordowych zwolnień krocie inwestuje się w opracowanie czegoś analogicznego do ChatGPT. Donosiliśmy już, że w sprawę zaangażowany ma być zespół DeepMind, ale oto New York Times informuje, że to nie jedyny front. Równolegle ma bowiem prowadzić prace kilka niezależnych od siebie przedsięwzięć, których cel jest jednak zbieżny: nadrobić miesiące zaniedbań i zaprezentować coś lepszego niż ChatGPT, zawłaszczone poniekąd przez Microsoft i nakierowane na konkurencję z wyszukiwarką Google.

Jak wiemy z lektury NYT, przekierowanie zasobów w kierunku rozwoju silnika Sparrow opracowywanego na łonie DeepMind, nie jest jedynym zabiegiem w Google mającym na celu skrócenie dystansu do Microsoftu. Równolegle doskonalony jest „Apprentice Bard” budowany na bazie silnika LaMDA. Jednym z priorytetów w rozwoju tego modelu ma być funkcja serwowania jak najbardziej aktualnych informacji, czym nie może się poszczycić ChatGPT – rzekomo dysponuje on tylko informacjami sprzed 2021 roku. Bard docelowo ma doskonalić sposób, w jaki użytkownicy wchodzą w kontakt z wyszukiwarką.

Jak nie drzwiami, to oknem

Po wystosowaniu do Google zasadnych pytań dotyczących sytuacji, kiedy równolegle opracowywane są przynajmniej dwa różne silniki analogiczne do ChatGPT, dziennikarze portalu Gizmodo, uzyskali odpowiedź... cóż, delikatnie mówiąc, wymijającą:

Od dawna koncentrujemy się na rozwijaniu i wdrażaniu AI w celu poprawy jakości życia ludzi. Wierzymy, że AI to fundamentalna i transformacyjna technologia, która jest niezwykle przydatna dla osób, firm i społeczności, ale zgodnie z naszymi zasadami SI musimy brać pod uwagę szerszy wpływ społeczny, jaki mogą mieć te innowacje. Nadal testujemy naszą technologię AI wewnętrznie, aby upewnić się, że jest ona pomocna i bezpieczna, i z niecierpliwością czekamy na udostępnienie wkrótce więcej efektów na zewnątrz.


O tym aspekcie również pisaliśmy w kontekście pierwotnych zapowiedzi Google co do zaprezentowania odpowiednika ChatGPT. Przedstawiciele korporacji wyjaśniali wówczas, że opóźnienie w stosunku do pochwyconego już przez Microsoft OpenAI bierze się z odpowiedzialności. Według nich mamy do czynienia ze skokiem technicznym tak ważnym, że nie należy go dokonywać pochopnie. To wypada dość paradoksalnie, biorąc pod uwagę, że w departamencie Google, który za zadanie ma nadzorować rozwój sztucznej inteligencji pod kątem etycznym za kadencji Sundara Pichaia regularnie przeprowadzane są czystki.

Z ręką w nocniku

Google zostało w polu i uświadomiło sobie to poniewczasie. Pojawiło się coś nowego, co stanowi dla kluczowego biznesu korporacji egzystencjalne zagrożenie. Warto zważyć, że panujący w Mountain View popłoch przekłada się na równoległe inwestycje w przynajmniej dwóch osobnych obszarach. To świadczy o desperacji. 

<p>Loading...</p>